Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Andrzej z Poznania. Mam nakręcone 9267.27 km. Jeżdżę z prędkością średnią 20.06 km/h.
Więcej o mnie.

2019
2015
2014
2013
2012
2011

Odwiedzin

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kenhill.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
74.50 km 18.20 km teren
04:22 h 17.06 km/h:

Wągrowiec i okolice z Pawłem

Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 0

Wczoraj już miałem ochotę pojeździć jednak jakoś nie było okazji, umówiłem się z Pawłem, że pojeździmy. Miałem być u niego do 12 jednak choroba znów nie pozwoliła:( wyjechałem o 12.30 lajtowym tempem ~30km/h doleciałem do Mieściska, gdzie dogoniłem traktorek jadący 26/28 km/h, jechałem sobie za nim spokojnie aż tu nagle dojeżdża do mnie Paweł, byłem lekko zdezorientowany, lecz w sumie jak mogłem go zauważyć jak zajęty byłem kontrolą by nie zatrzymać się na ciągniku, ten niedługo skręcił dalszą trasę jechaliśmy już normalnie.

Tępo 25/30 km/h, dojechaliśmy do Wągrowca, po drodze słuchając trąbienia, większość ludzi nadal nie wie, że rowerzyści mogą jeździć obok siebie, lub trąbili, że jedziemy środkiem pasa gdzie nie ma dziur, jednak zbytnio się tym nie przejmowaliśmy, a Paweł pozdrawiał ich środkowym palcem.

Następnie pogrzebaliśmy z ciśnieniem w Torze, bo już w sumie w Mieścisku Paweł zauważył, że skok się jej skończył, nie wiem czy jakaś uszczelka przepuściła powietrze z pozytywnej komory w dół, bo jak sprawdziłem pompką to ciśnienie było nadal takie same 100 PSI, nic spuściłem powietrze, napompowałem do 120, minimalny efekt, później znów do zera, 150 i upuściłem do 120, teraz elegancko, Tora odzyskała właściwości amortyzatora:D.

Po drodze wlecieliśmy do Arki(sklep rowerowy) gdzie Paweł zmierzył sobie suwmiarką Sag, bo skoro miałem pompkę to chciał sobie od razu dostosować ciśnienie w swoim RST. Skoro Petka nie było w domu ruszyliśmy w las, tam po paru km zrobiliśmy postój (obok nadleśnictwa Durowo), siedzę na pomoście, zbieram się i nie mam rękawiczek, byłem pewny, że je miałem, okazało się, że nie... zostały u Pawła w domu, więc ścieżką rowerową przy Kościuszki wróciliśmy po rękawiczki i tym razem od drugiej strony ruszyliśmy lasem w stronę Kobylca.

Prędzej jednak odwiedziliśmy sklep, kupiliśmy sok pomarańczowy i dwa batoniki Crony, posililiśmy się na ławeczce nad jeziorem, obserwując przy tym jakiś ciołków, którym się kąpieli zachciało.

Trasa do Kobylca była bardzo ciekawa, wąskie ścieżki tuż nad wodą "porośnięte" korzeniami, w większości sytuacji, byłem lekko zaniepokojony, by się nie wykąpać się przypadkiem. Wkurzające były młode krzaki, które cały czas waliły po rękach, nogach i twarzy, oraz poobalane drzewa.

Nic dojechaliśmy do Kobylca, ja jak zwykle wyje****. Stwierdzam, że mam mniej niż zero kondycji(jeśli chodzi o terem, asfaltem nie jest tak źle). Pozjeżdżaliśmy, później wciąż atakowałem podjazd, który Paweł przelatuje jak z dopalaczem w tyłku, no ale nie dziwie się w końcu jestem sporo słabszy.

Później Paweł zaproponował przejechanie pętli, na której trenuje z "Smykami"( koledzy Pana Gogolewskiego). Pojechaliśmy, część podjazdów dygałem na 32x32 lub 32x28, gdyż przerzutka coś nie chciała wrzucać na mały blat z przodu, jednak twardo dawałem radę:D. Ten sam podjazd, który chciałem podjechać na początku znów mnie pokonał, pojechaliśmy dalej pętlą, była w sumie "przyjemna", żadnych trudniejszych podjazdów, tylko jeden zjazd, grząska ziemia, plus szyszki liście i korzenie, ale dałem radę.

Wróciliśmy na centralne miejsce w Kobylcu, ja znów wyrąbany i dobijające mnie słowa Pawła: No lajtowo, ja po 4 takich okrążeniach przejechanych na maksa jestem zmęczony i czuje, że pojeździłem. Załamałem się, że aż tak słaby jestem.

Paweł chciał potrenować inny podjazd, niestety 5 razy mu się nie udało, ale powiedzieliśmy, że następnym razem, ja podjeżdżam ten, który mnie pokonał a on ten, zresztą kilka prób to zamiast jechać to stał i się ze mnie śmiał gdyż ja tylko wykonywałem tańce, które miały mu pomóc podjechać, nie pomogły a przynajmniej było śmiesznie.

Wróciliśmy trasą przy jeziorze, dość spokojnym tempem, 15/25 km/h. Pomyśleliśmy, że podjedziemy po Petka i pojeździmy po mieście(fajna jest taka szybka jazda po ulicach, w korkach i między samochodami:D) w domu powiedzieli, że jest w pracy, w pracy, że w domu O_o.

Pojechaliśmy do Arki gdzie był, ale coś z nim nie tak było, zaczął się sadzić a z Pawłem tylko żartowaliśmy (myśleliśmy, że on tez żartuje) wybiegł za mną, wystraszyłem się, że za mną biegnie więc odjechałem, schował się gdzieś za rogiem, wziął mi swój plecak (który miałem dostać) wywalił z niego wszystko i poszedł...

Zdziwiło nas to i nie wiemy co mu w sumie odbiło, może dla lansu przed kolegami z rowerowego, zresztą mniejsza o to, podjechaliśmy do Pawła po mój plecak, spakowałem się i do domu.

Powrót jak zwykle pod wiatr, ja zmęczony, jak zwykle dziury, kurwica już człowieka bierze na te dziury, nie ma kilometra, żeby dziury nie było. Jakoś slalomem oraz z kilkoma przerwami dotarłem do domu.

Boli mnie teraz noga, pin mi ostro zarył w łydce, kurcze często noga mi ucieka z pedałów i jebs, albo piszczelą albo łydką po pinach i kilka tatuaży po zębatkach korb lub pinach już mam:(

Czuję też, że w lesie dałem z siebie 120% bo "podłapują" mnie skurcze w łyski, uda i stopy. Do tego już wcześniej zaczęła boleć mnie głowa(nie wiem dlaczego, często od jazdy na rowerze zaczyna mnie boleć), jednak nie ma co się mazać, trzeba być twardym a nie "mjentkim" położyłem się pod kocyk i prawie zasnąłem, aż tu nagle wbija Herman ale o tym w następnym wpisie :)

Trasa: Ułanowo -> Jaroszewo I -> Miłosławice -> Mieścisko -> Łaziska -> Wągrowiec -> Kobylec -> Wągrowiec -> Łaziska -> Mieścisko -> Miłosławice -> Jaroszewo I -> Ułanowo
Kategoria 50 - 100



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa nychc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]