Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Andrzej z Poznania. Mam nakręcone 9267.27 km. Jeżdżę z prędkością średnią 20.06 km/h.
Więcej o mnie.

2019
2015
2014
2013
2012
2011

Odwiedzin

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kenhill.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

50 - 100

Dystans całkowity:2971.86 km (w terenie 957.88 km; 32.23%)
Czas w ruchu:149:56
Średnia prędkość:19.82 km/h
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:67.54 km i 3h 24m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
65.00 km 15.50 km teren
03:25 h 19.02 km/h:

Z wizytą u Przemka

Piątek, 6 maja 2011 · dodano: 06.05.2011 | Komentarze 2

Wróciłem z Kłecka, zjadłem obiad, uszykowałem się i jazda. W Miłosławicach musiałem się zatrzymać by przekazać paczkę. Reszta drogi spokojnym tempem ~25km/h.

Wkurzyli mnie dwaj kierowcy Tirów, na tych co wyprzedzają na hama mam sposób, gdy widzę, że jednym i drugim się spieszy to odjeżdżam od krawędzi tak daleko by się nie zmieścili(nie raz już dostałem lusterkiem po łokciu), jednak Tirem wyprzedzał normalnie z przeciwka jechali z daleka a ten był tak blisko mnie że dostałem paskiem od plandeki po plecach.

Dosłownie 5 cm ode mnie, musiałem zjechać na pobocze, drugi to samo, czy oni nie maja rozumu? Przecież wjechał bym w dziurkę skręcił w lewo i rozjechały by mnie 3 koła, ale co tam, ważne, że mnie wyprzedzili.

Jadę dalej, aż tu na torach w Wągrowcu (przed młynem) tył mi lata i zarzuca, szybko zjeżdżam na chodnik, patrze dętka rozstała się z powietrzem, do tego zauważyłem, że zapomniałem założyć opaski na obręcz(mogłem być zły wyłącznie na siebie), zaprowadziłem rower do Arki (sklep rowerowy) gdzie dostałem dętkę za piątkę (za co bardzo dziękuję bo tylko tyle miałem), jednak nie mieli ani żadnej taśmy, ani opasek.

Idę do Pawła nie ma, Petek na szczęście miał taśmę izolacyjna, lecę do Arki, zmieniłem dętkę (była okrągła dziurka od oczka w obręczy), i ruszam do Przemka.

Dojechałem, na miejscu wyczyściłem zawias, ta cholera doprowadza mnie do szału tak skrzypi, co się tam dostanie kilka ziarenek piasku, lub jakiś syf, z smaru od razu robi się czarna kupa, i skrzypi (muszę opatentować jakieś uszczelnienie), wyczyściłem, złożyłem.

Napełniłem bidon, który dostałem. Przemek bierze swój rowerek i do lasu! Pojeździliśmy trochę wokół jeziorka i w Kobylcu, gdzie podjechałem podjazd, na którym podczas ostatniej jazdy z Pawłem poległem 6 razy, tutaj za pierwszym razem, duże znaczenie miało pewnie tez to, że byłem mniej zmęczony, no i dostałem lekcję podjeżdżania od Pawła napierdalacza.

Drugi raz znów podjechałem:D 3 i 4 niestety się nie udało, podrzuciło mi przednie koło. Pozjeżdżaliśmy trochę, i jazda z powrotem, pojechaliśmy fajnym szybkim zjazdem, ostre zakręty, po skosie, korzenie liście i szyszki czyli to co Anczej lubi najbardziej :3.

Na końcu zjazdu trochę niepokoiło mnie, że mi strasznie rzucało tyłem, patrzę a tu damper zablokowany... zablokowałem go na tym podjeździe by sprawdzić czy coś to da. No nic stało się, na szczęście nic się nie uszkodziło.

Wróciliśmy trasą przy jeziorze, kurcze wąska trasa, trochę zarośnięta, i tak ostre zakręty miedzy drzewami, że co chwila musiałem asekurować tylnym hamulcem, nie znaczy to, że mi się nie podobało:D.

Po drodze wjechaliśmy na jakieś dwie hopki, ja nawet na nie nie startowałem. Przyjechał jakiś ziomek na bmx'ie pokazał nam jak się skacze, Przemek jedzie, jedzie i jebs pierwsza hopa i na plecy, a rower kozłuje :D

Pojechał na drugiej mniejszej gdzie pierwszy raz wleciał w krzaki, a resztę już ładnie przeleciał. Wracamy do domu (Przemka), posililiśmy się kolacja która mi dała bardzo dużo energii na powrót.

Podczas kolacji zadzwonił Herman, że jest u mnie pod domem, i umówiliśmy się, że po mnie wyjedzie jak będzie miał ochotę. 20:00 wyjeżdżamy, ja na szosówce Przema, on na moim, po tej jeździe utwierdziłem się w przekonaniu, że szosa jest prze zarąbista, i też sobie złożę, co prawda na starej ukrainie, jednak dłuższe wycieczki będą już w zasięgu moich "nóg".

Przy prędkości 25/27 km/h nic nie czuć, rowerek elegancko się kula i muszę przyznać, że noski trochę dają, wkładasz nogę i jedziesz, nie lata, nie smyka się, po prostu elegancko, teraz myślę, że Paweł miał pewnie racje namawiając mnie na spd, jednak ten patent jest zbyt drogi bym mógł sobie na coś takiego pozwolić.

Odprowadził mnie kawałek i jadę dalej, dzwoni Herman, i mówi, że po mnie wyjedzie. Dojeżdżam do Miłosławic a on tam czeka. Odpoczynek i ruszamy, jednak było mi tak zimno, że musiałem ubrać bluzkę.

Razem spokojnym już tempem (o dziwo na powrocie miałem jeszcze dużo sił) wróciliśmy do mnie, gdzie zjedliśmy małego głoda, wypiliśmy herbatkę i koniec. Herman wrócił do domu (w dziczy chrabąszczy) a ja jeszcze zjadłem druga kolację:D Chciałem zrobić jakieś zdjęcia tego podjazdu, jednak bateria była zbyt słaba by robić zdjęcia:(

Trasa: Ułanowo -> Jaroszewo I -> Miłosławice -> Mieścisko -> Łaziska -> Wągrowiec -> Kobylec -> Wągrowiec -> Łaziska -> Mieścisko -> Miłosławice -> Jaroszewo I -> Ułanowo
Kategoria 50 - 100


Dane wyjazdu:
74.50 km 18.20 km teren
04:22 h 17.06 km/h:

Wągrowiec i okolice z Pawłem

Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 0

Wczoraj już miałem ochotę pojeździć jednak jakoś nie było okazji, umówiłem się z Pawłem, że pojeździmy. Miałem być u niego do 12 jednak choroba znów nie pozwoliła:( wyjechałem o 12.30 lajtowym tempem ~30km/h doleciałem do Mieściska, gdzie dogoniłem traktorek jadący 26/28 km/h, jechałem sobie za nim spokojnie aż tu nagle dojeżdża do mnie Paweł, byłem lekko zdezorientowany, lecz w sumie jak mogłem go zauważyć jak zajęty byłem kontrolą by nie zatrzymać się na ciągniku, ten niedługo skręcił dalszą trasę jechaliśmy już normalnie.

Tępo 25/30 km/h, dojechaliśmy do Wągrowca, po drodze słuchając trąbienia, większość ludzi nadal nie wie, że rowerzyści mogą jeździć obok siebie, lub trąbili, że jedziemy środkiem pasa gdzie nie ma dziur, jednak zbytnio się tym nie przejmowaliśmy, a Paweł pozdrawiał ich środkowym palcem.

Następnie pogrzebaliśmy z ciśnieniem w Torze, bo już w sumie w Mieścisku Paweł zauważył, że skok się jej skończył, nie wiem czy jakaś uszczelka przepuściła powietrze z pozytywnej komory w dół, bo jak sprawdziłem pompką to ciśnienie było nadal takie same 100 PSI, nic spuściłem powietrze, napompowałem do 120, minimalny efekt, później znów do zera, 150 i upuściłem do 120, teraz elegancko, Tora odzyskała właściwości amortyzatora:D.

Po drodze wlecieliśmy do Arki(sklep rowerowy) gdzie Paweł zmierzył sobie suwmiarką Sag, bo skoro miałem pompkę to chciał sobie od razu dostosować ciśnienie w swoim RST. Skoro Petka nie było w domu ruszyliśmy w las, tam po paru km zrobiliśmy postój (obok nadleśnictwa Durowo), siedzę na pomoście, zbieram się i nie mam rękawiczek, byłem pewny, że je miałem, okazało się, że nie... zostały u Pawła w domu, więc ścieżką rowerową przy Kościuszki wróciliśmy po rękawiczki i tym razem od drugiej strony ruszyliśmy lasem w stronę Kobylca.

Prędzej jednak odwiedziliśmy sklep, kupiliśmy sok pomarańczowy i dwa batoniki Crony, posililiśmy się na ławeczce nad jeziorem, obserwując przy tym jakiś ciołków, którym się kąpieli zachciało.

Trasa do Kobylca była bardzo ciekawa, wąskie ścieżki tuż nad wodą "porośnięte" korzeniami, w większości sytuacji, byłem lekko zaniepokojony, by się nie wykąpać się przypadkiem. Wkurzające były młode krzaki, które cały czas waliły po rękach, nogach i twarzy, oraz poobalane drzewa.

Nic dojechaliśmy do Kobylca, ja jak zwykle wyje****. Stwierdzam, że mam mniej niż zero kondycji(jeśli chodzi o terem, asfaltem nie jest tak źle). Pozjeżdżaliśmy, później wciąż atakowałem podjazd, który Paweł przelatuje jak z dopalaczem w tyłku, no ale nie dziwie się w końcu jestem sporo słabszy.

Później Paweł zaproponował przejechanie pętli, na której trenuje z "Smykami"( koledzy Pana Gogolewskiego). Pojechaliśmy, część podjazdów dygałem na 32x32 lub 32x28, gdyż przerzutka coś nie chciała wrzucać na mały blat z przodu, jednak twardo dawałem radę:D. Ten sam podjazd, który chciałem podjechać na początku znów mnie pokonał, pojechaliśmy dalej pętlą, była w sumie "przyjemna", żadnych trudniejszych podjazdów, tylko jeden zjazd, grząska ziemia, plus szyszki liście i korzenie, ale dałem radę.

Wróciliśmy na centralne miejsce w Kobylcu, ja znów wyrąbany i dobijające mnie słowa Pawła: No lajtowo, ja po 4 takich okrążeniach przejechanych na maksa jestem zmęczony i czuje, że pojeździłem. Załamałem się, że aż tak słaby jestem.

Paweł chciał potrenować inny podjazd, niestety 5 razy mu się nie udało, ale powiedzieliśmy, że następnym razem, ja podjeżdżam ten, który mnie pokonał a on ten, zresztą kilka prób to zamiast jechać to stał i się ze mnie śmiał gdyż ja tylko wykonywałem tańce, które miały mu pomóc podjechać, nie pomogły a przynajmniej było śmiesznie.

Wróciliśmy trasą przy jeziorze, dość spokojnym tempem, 15/25 km/h. Pomyśleliśmy, że podjedziemy po Petka i pojeździmy po mieście(fajna jest taka szybka jazda po ulicach, w korkach i między samochodami:D) w domu powiedzieli, że jest w pracy, w pracy, że w domu O_o.

Pojechaliśmy do Arki gdzie był, ale coś z nim nie tak było, zaczął się sadzić a z Pawłem tylko żartowaliśmy (myśleliśmy, że on tez żartuje) wybiegł za mną, wystraszyłem się, że za mną biegnie więc odjechałem, schował się gdzieś za rogiem, wziął mi swój plecak (który miałem dostać) wywalił z niego wszystko i poszedł...

Zdziwiło nas to i nie wiemy co mu w sumie odbiło, może dla lansu przed kolegami z rowerowego, zresztą mniejsza o to, podjechaliśmy do Pawła po mój plecak, spakowałem się i do domu.

Powrót jak zwykle pod wiatr, ja zmęczony, jak zwykle dziury, kurwica już człowieka bierze na te dziury, nie ma kilometra, żeby dziury nie było. Jakoś slalomem oraz z kilkoma przerwami dotarłem do domu.

Boli mnie teraz noga, pin mi ostro zarył w łydce, kurcze często noga mi ucieka z pedałów i jebs, albo piszczelą albo łydką po pinach i kilka tatuaży po zębatkach korb lub pinach już mam:(

Czuję też, że w lesie dałem z siebie 120% bo "podłapują" mnie skurcze w łyski, uda i stopy. Do tego już wcześniej zaczęła boleć mnie głowa(nie wiem dlaczego, często od jazdy na rowerze zaczyna mnie boleć), jednak nie ma co się mazać, trzeba być twardym a nie "mjentkim" położyłem się pod kocyk i prawie zasnąłem, aż tu nagle wbija Herman ale o tym w następnym wpisie :)

Trasa: Ułanowo -> Jaroszewo I -> Miłosławice -> Mieścisko -> Łaziska -> Wągrowiec -> Kobylec -> Wągrowiec -> Łaziska -> Mieścisko -> Miłosławice -> Jaroszewo I -> Ułanowo
Kategoria 50 - 100


Dane wyjazdu:
57.95 km 0.00 km teren
02:46 h 20.95 km/h:

Niedzielny Wypad do Gniezna.

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · dodano: 18.04.2011 | Komentarze 0

Od rana było miliard pomysłów gdzie jedziemy, najpierw z Swierzakiem i Petkiem mieliśmy pojeździć po okolicy Wągrowca, później pomysł, że jedziemy na Dziewiczą Górę, później mój stan zdrowia się nagle pogorszył(nie wnikajmy w jaki sposób), jak mi się polepszyło Petek mi powiedział że Swierzak rezygnuje z jazdy.

Po ok godzinnej konferencje mojej, Petka i Przemka, ten ostatnio powiedział, że mu się nie chce, Petek rzucił hasło Gniezno, no to w drogę :D

Ja już uszykowany czekam za Petkiem, który dojechał do mnie swoim nowym Garym i o 14, ruszyliśmy boczną drogą przez Ułanowo, Charbowo i Polską Wieś do Kłecka, stamtąd przez Biskupice, Bojanice, Mączniki, Ździechową(gdzie mały postój.Petek chciał zdjęcie Gniezna z oddali).

Wjechaliśmy do Gniezna ul.Powstańców Wielkopolskich, później na rynek, od strony katedry było tyle ludzi i samochodów, że ledwo co przejechaliśmy. Usiedliśmy na schodach pod salonem Ery i rozmowa:

Petek: Andrzej mam jedno pytanie
Ja: Po ch** my tu w ogóle przyjechaliśmy?
Pete: No właśnie:D

W sumie to nie wiem po co, ja w sumie już kiedyś myślałem by się do Gniezna przejechać, w Poznaniu już byłem a w Gnieźnie nie, aż do teraz. Następnie ruszyliśmy do biedronki i Carefur'a po jakieś batoniki, których i tak wszystkich nie zjedliśmy, same sezamki nam starczyły.

Zjechaliśmy Dalkowską, szkoda że pod wiatr, prędkość 49.6 km/h, później podjazd obok schodów i brukiem na tej ulicy obok stadionu, Strumykowa chyba, znów zjazd ścieżką od Pomnika nad jezioro gdzie na końcu by nie rozjechać dzieciaków ostro musiałem hamować, po czym gdy skończyłem tarcza zaczęła dzwonić i po 3 sekundach przestała.

Czas na powrót, wróciliśmy główną drogą, chyba 190. większość trasy jechałem za Petkiem, postój w Oborze i Kłecku. Miałem jeszcze odprowadzić Petka do Mieściska lecz niestety trafił się wyjazd(samochodem tym razem). Tak więc zadowolony jestem, że Gniezno odwiedzone, szkoda tylko, że w drodze powrotnej przeszkadzał wiatr, no i mogło być trochę cieplej..

Kros i Gary w Gnieźnie podczas odpoczynku na rynku. © Kenhill


Trasa: Ułanowo -> Charbowo -> Polska Wieś -> Kłecko -> Biskupice -> Bojanice -> Mączniki -> Ździechowa -> Gniezno -> Piekary -> Obora -> Kłecko Kolonia -> Kłecko -> Polska Wieś -> Charbowo -> Ułanowo
Kategoria 50 - 100


Dane wyjazdu:
91.50 km 20.70 km teren
04:56 h 18.55 km/h:

Pierwsza od jesieni wyprawa z Damianem

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 3

Dzień po moich urodzinach(18), postanowiłem wybrać się na pierwszą od jesieni wycieczkę z Hermanem, u mnie ostatnie przygotowania(założenie nowych gripów, oraz spakowanie do plecaka co potrzebne) i ruszamy, początkowo miałbyś to szosowy wypad do Jagniewic, byłem tam raz samochodem i fajne wzniesienie widziałem, rowerem tam nie byłem wiec długo nie myśląc ruszyliśmy w tamtym kierunku

Przez Jaroszewo I, Jaroszewo II, Pląskowo do Kuszewa dość przyjemnie i szybko nam się jechało, stoimy w Kuszewie na skrzyżowaniu, mieliśmy jechać w lewo na jabłkowo, jednak jazda pod wiatr nas zniechęciła, więc mówię a co tam jedziemy dalej.

Dojechaliśmy do Kakulina, gdzie jadąc kawałek lasem, podjeżdżaliśmy dwa razy pod wzniesienie, prowadzące do pola, później zjechaliśmy, jedziemy dalej. Skręciliśmy w lewo do lasu, gdzie dojechaliśmy do rzeczki na której było coś w rodzaju tamy, uwielbiam ten odgłos szumiącej wody, postaliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej w głąb lasu.

Mostek i coś w rodzaju Tamy nad Rzeką w okolicach Kakulina © Kenhill


Napotkaliśmy po drodze kilka domów, myśliwych, oraz kamień z Tablicą na której było coś o 50 Rocznicy koła myśliwskiego. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do dużego stawku(na początku myślałem, że to jakieś jezioro), później okazało się, że to wielkie stawy łowieckie, było ich tam od groma, a ja nie miałem pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje, po drodze spotkaliśmy rybaka, od razu przypomniało mi się:"Bierze? Taaa, chyba kurwica", pośmialiśmy się trochę, pojeździliśmy, i pojechaliśmy dalej.

Myśliwi-Myśliwym w 50 Rocznice Powstania W.K.Ł. w Poznaniu © Kenhill


Zauważyliśmy wzniesienie usypane zapewne z ziemi, którą wykopano by powstały te stawy, niestety było to tak zarośnięte, że z zjeżdżania nici, pojechaliśmy dalej lasem, w końcu wyjechaliśmy z lasu, cywilizacja, ludzie, dzieci, domy. Byliśmy zdezorientowani, nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, podjeżdżam do jakieś Pani, pytam się i co się okazało wyjechaliśmy w Skokach O_o, nasze miny bezcenne, była to droga z Antoniewa, ruszyliśmy do Skoków.

Stawy Wędkarskie w Okolicach Kakulina © Kenhill


Nie wiedzieliśmy gdzie mamy jechać, przypomniało mi się, że kiedyś jadąc z Wągrowca do Poznania(Pkp) przez Skoki widziałem dużą żwirownie, nie byłem pewny tylko czy jest ona w kierunku Poznania czy Wągrowca, pojechaliśmy w stronę Wągrowca(okazało się w domu, że ta żwirownia to w stronę Poznania jest.

Jechaliśmy przy Torach, po czym wjechaliśmy do lasu, na tyle głęboko, że zamiast jechać przy właściwych torach, jechaliśmy przy jakiś nieużywanych, jedziemy wiec dalej, później się okazało, że to totalna dzicz, a tory są w pizdu zarośnięte... nic wracamy torami, jakoś dało się jechać.

Rozebrane Tory PKP w Okolicach Skoków © Kenhill


Jedziemy aż tu nagle tory się skończyły, komuś się najwidoczniej przydały. jakieś 200 metrów ich nie było po czym znów się pojawiły, jednak leżały odkręcone i tak przez ok 700 metrów, jak widać ktoś wszystkich nie zdążył załadować, chyba, że to pkp rozbierało.

Wróciliśmy na główną drogę Skoki-Wągrowiec, podążaliśmy nią dalej, patrzymy znak, Wągrowiec 18km, to co tam jedziemy. Jechało się przyjemnie, całą trasę z średnia prędkością 30km/h, sam się sobie dziwiłem, że tak mi to szło, aż Herman powiedział, żebyśmy stanęli(zazwyczaj to on zwalniał dla mnie).

Zajechaliśmy do Wagrowca, patrze Petek stoi przy swoim domu, zagadaliśmy, pojechaliśmy po Świerzaka, zwinęliśmy go po drodze na spotkanie z dziewczyną, jednak Patrycja zgodziła się by z nami pojeździł, wiec przebrał się, wyregulował nam przerzutki, i ruszyliśmy do lasu, niestety musieliśmy pożegnać się z Petkiem i jego szosówką:(.

Trochę polataliśmy po lesie, odwiedziliśmy żwirownie w Kobylcu, wróciliśmy, podjechaliśmy do biedry po prowiant gdzie zobaczyliśmy pewien rower, który nas zabił po prostu(w większości oklejony taśmą, dużo lampek, i taśma na szprychach(pewnie dla poprawienia aerodynamiki), posililiśmy się i w drogę powrotną.

Rejsongowa Maszyna pod Biedronką w Wągrowcu © Kenhill


Zrobiło się trochę chłodniej, cała droga była okropnie dziurawa, tyłki nam wytrzęsło niesamowicie, i w dodatku zaczęło wiać, wiadomo, że pod wiatr. Do Mieściska towarzyszył nam Petek, gdzie spotkaliśmy niemiłych dzieciaków na jakiś kosiarkach i odkurzaczach (skutery), którzy pozdrawiali nas wciąż środkowymi palcami...

Do domu jakoś dojechaliśmy, wymęczeni (jednak 90 km na pierwszą wyprawę to trochę za dużo). Zjedliśmy urodzinowego Torcika, ja jeszcze pojechałem do sąsiada po mleko, pożegnałem Hermana i do domu.

Trasa: Ułanowo -> Jaroszewo I -> Jaroszewo II -> Pląskowo -> Kuszewo -> Kakulin -> Nadmłyn -> Skoki -> Rakojady -> Roszkowo Wągrowieckie -> Wiatrowo -> Łęgowo -> Wągrowiec -> Kobylec -> Wągrowiec -> Łaziska -> Mieścisko -> Miłosławice -> Jaroszewo I -> Ułanowo
Kategoria 50 - 100